niedziela, 6 września 2015

Montauroux

Niedaleko od znanego na cały świat z festiwalu filmowego Cannes, od trochę mniej znanej, ale wciąż rozpoznawalnej Nicei, nieco dalej od Monaco na Wschodzie i Marsylii na Zachodzie, gdzieś w pobliżu rzeki Siagne, na granicy Departamentu Var (nr 83) leży sobie miasteczko. Jedzie się do niego od autostrady trochę ponad kwadrans. Potem od dużego ronda wjeżdża się coraz wyżej drogą, na której ograniczenie do siedemdziesięciu kilometrów na godzinę brzmi trochę jak kpina. Do wąskich dróg trzeba się przyzwyczaić. Występują powszechnie w całej Francji. Byłem kiedyś w Alpach zmuszony do złożenia lusterka, żeby minąć się z nadjeżdżającym z naprzeciwka samochodem. Po jednej stronie drogi była pionowa ściana skalna, po drugiej przepaść. Żadnego pobocza. Ale to nie tu, tu jeszcze Alpy nie są aż tak strome i da się wyznaczyć w miarę normalne drogi.

Montauroux widziane z doliny
fot. Paweł Bobołowicz


W miarę normalne drogi. Gdy już minie się tablicę z nazwą miasteczka, droga skręca prawie o sto osiemdziesiąt stopni w prawo. Przy okazji wiedzie cały czas stromo pod górę. Nie widać nic, po wewnętrznej kamienny mur. I po kilkunastu sekundach jazdy na wyczucie w końcu jest: rynek, miasteczko, restauracje, merostwo.

Placyk do gry w pétanque, parking przed merostwem, rynek - Place du Clos
fot. własna

Osadnictwo na terenie obecnego Montauroux sięga prehistorii i osadnictwa celto-liguryjskiego. Wiadomo też, że w okolicy przebiegał w starożytności rzymski akwedukt z Mons do Fréjus i słynna Via Aurelia. Faktyczne założenie miejscowości datuje się jednak dopiero na rok 1044, gdy rycerz Pierre d'Aurosa został delegowany do obrony oddalonych dóbr kościelnych. Na szczycie góry zbudował kasztel i kościół, wokół których zaczęły wyrastać domki zamożniejszych plebejuszy, a w jaskiniach poniżej schronienie dla wieśniaków. Nie uchroniło ich ono jednak przed nieszczęściami, które spadły na te ziemie trzy wieki później. Klęska głodu, a potem plaga Czarnej Śmierci nie ominęły Prowansji. Miasteczko (a właściwie twierdza) rozwijała się dalej. Wiek przerwy i znów nadeszły problemy. Wojny religijne i wojska Sabaudów hulały po okolicy. W ramach przygotowań do inwazji król Henryk IV Burbon wysłał do Prowansji diuka Épernon, znanego także jako Jean Louis de Nogaret de La Valette. Nie był to zbyt przyjemny człowiek. Zdradził króla i podjął próbę zawłaszczenia sobie władzy w Prowansji. W ramach zjednywania sobie przyszłych poddanych zdobył po oblężeniu Montauroux, a obrońców powiesił. Powywieszałby ich pewnie na murach twierdzy, niczym Medyceusze Pazzich na Palazzo Vecchio, ale twierdzę był zburzył. Od tamtego czasu mieszkańcy Montauroux mają do niego lekki uraz, więc co roku od ponad czterystu lat 24 sierpnia, w dzień świętego Bartłomieja (patrona miasteczka) palą na powyższym placyku kukłę diuka.

Namacalny fragment historii - zwornik nad drzwiami kamienicy
fot. Paweł Bobołowicz


Potem historia miasteczka przebiegała nieco pomyślniej. W XVII wieku ufundowano tu szpital i kaplicę, a przez Montauroux ciągnęli pątnicy w drodze do Santiago di Compostela.
Od podciągnięcia kanalizacji, wybrukowania dróg i budowy kolei w XIX wieku nie zdarzyło się tu nic zasługującego na wzmiankę w podręczniku do historii.

Dzwonnica kościoła św. Bartłomieja
fot. własna

Wąskie uliczki miasteczka kuszą swoim cieniem i malowniczością. Kamieniczki (obowiązkowo z jasnego kamienia) upstrzone są kwiatami, rosnącymi w donicach pod niebieskimi okiennicami. Ulicą Prostą (oczywiście jest ona krzywa, ale jestem gotów uwierzyć, że bardziej prostej nie było) można dojść do kościoła pw. św. Bartłomieja. Pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XII wieku, a pod koniec XVII nastąpiła jego rozbudowa. Wzdłuż jego muru pną się w górę schody uliczki Kupców. Kilka kroków w górę, lekka zadyszka i nagle znajdujemy się w ogrodzie, a naszym oczom ukazuje się piękny widok na gliniane dachy Montauroux.

Dachy, a w tle Masyw Esterel
fot. własna

Tuż obok kościoła stoi kaplica. Zwą ją kaplicą Christiana Diora, mimo że, jak kościół, jest pod wezwaniem św. Bartłomieja. Dlaczego? O tym napiszę kiedy indziej. Nie pełni ona obecnie funkcji sakralnych. Służy jako miejsce kameralnych koncertów i wydarzeń kulturalnych.

Kaplica św. Bartłomieja
fot. własna

Tuż obok znajduje się mały cmentarzyk, którego tajemnicy jeszcze nie rozgryzłem. Tamtejsze groby są... interesujące. Zresztą zobaczcie sami.

Ten jest chyba najciekawszy. Nie żebym wietrzył wszędzie spiski, ale tu ich długo szukać nie trzeba.
fot. Paweł Bobołowicz

fot. Paweł Bobołowicz

Jeden z kilku grobowców rodzinnych.
fot. Paweł Bobołowicz

Montauroux posiada też swój stadion, kawał lasu i niezwykły urok. W zeszłym roku przez tydzień codziennie szedłem do miasteczka i siedziałem przy stoliku z kawą, obserwując ludzi. Napisałem nawet o tym opowiadanie. Przez tydzień udało mi się zaobserwować między innymi sobowtóra Leonarda da Vinci i Włocha - olejarza. No i jeszcze to cudeńko poniżej.

Piękny, prawda? Kiedyś sobie taki kupię.
fot. własna

Mam nadzieję, że ta wirtualna mini-wycieczka po moim nowym miejscu zamieszkania przypadła Wam do gustu i jesteście gotowi na kolejne. Ja wybrałem się wczoraj na nie mini- i nie wirtualną wycieczkę, ale to już materiał na oddzielną notkę. Oczekujcie z niecierpliwością.

Brama cmentarza - optymistyczny akcent na koniec.
fot. Paweł Bobołowicz

                                                                
Źródła:
http://www.tourisme-montauroux.fr/ - strona Biura Turystycznego w Montauroux
https://fr.wikipedia.org/wiki/Montauroux - artykuł na francuskojęzycznej Wikipedii

Podziękowanie:
Serdecznie dziękuję mojemu tacie Pawłowi Bobołowiczowi za udostępnienie mi zdjęć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz