niedziela, 27 września 2015

Winobranie 2015

Winobranie! (fr. la vendange [la vądąż]) We Francji, przynajmniej tej południowej, to nie tylko zwykła praca polowa, którą trzeba wykonać, ale też rodzaj święta. Miałem okazję przez kilka dni popracować w winnicy.

Praca na polu, bo tak to trzeba nazwać, kojarzy się nam, Polakom z ciężką robotą od świtu do zmierzchu, z krótką przerwą na jedzenie. Piątek, świątek i niedziela, upał czy słota - robić trzeba. Nie we Francji, bez przesady. Trzydziestopięciogodzinny tydzień pracy obowiązuje także w rolnictwie. Godzina przerwy na obiad? Proszę bardzo. No a jak pada, to winogron się nie zbiera, bo to szkodzi winu. Sielanka jednym słowem. Jasne, plecy trochę bolą, wieczorem pada się na twarz, ale dla panującej na winobraniu atmosfery warto.

Standardem są walki na winogrona. Dojrzałe kiście latają nad rzędami winorośli. Za każdym razem jak oberwałem (a to trochę jednak boli), pocieszałem się, że nie zbieram przynajmniej jabłek czy ziemniaków.

Winnica


Jeździłem na początku września po winnicach i mówiłem, że szukam pracy. Problem polegał na tym, że to trochę późno, bo zbiory na południu ruszają dosyć wcześnie. Zostawiałem jednak namiary - tak w razie czego. No i w zeszły piątek rano dostałem telefon, że kogoś potrzebują. O trzynastej byłem na miejscu. Bałem się, że się spóźnię, ale zastałem wszystkich kończących obiad. Dowiedziałem się, że mam jeszcze pół godziny. Zacząłem się zapoznawać z nowymi kolegami z pracy. Oczywiście w kilkunastoosobowej grupie nie mogło zabraknąć pary Polaków - z Wielkopolski.

Pierwszego dnia zbieraliśmy szczep cinsault [sęso] - piękne ciemne winogrona na różowe wino. Mówi się czasem, że owoce są pełne słońca. Zawsze uważałem to za nieco przesadzone, ot taki slogan. Mój pogląd zweryfikowały gorące od śródziemnomorskiego słońca winogrona. Słodkie, soczyste... po prostu pełne słońca. Serio.

Oprócz tego zbieraliśmy szczepy rolle [rol] (znany też jako vermentino) i cabernet sauvignon [kaberne sowinią].


Rolle - miąższ pyszny, skórka nieco twardawa
Cabernet sauvignon - do jedzenia nie najlepsze, trochę zbyt cierpkie.
Takie paskudztwa czają się w krzakach winogron.

Winogrona obcina się sekatorami i wrzuca do wiader. Pełne wiadra na hasło "seaux!" [so] podaje się do przyczepy i wysypuje do skrzynek. To taka unowocześniona forma koszowego - traktorzysta.

Pod kiść najlepiej podłożyć dłoń, grawitacja zrobi resztę.
Wiadra pełne przyszłego wina.
Przyczepa pełna skrzynek pełnych winogron pełnych słońca.
A tu cabernet, też w skrzynce.

Po każdym dniu pracy trzeba było zostać godzinę dłużej i umyć skrzynki i wiadra. Jakoś tak wyszło, że zawsze ja zostawałem. W sumie robota nie była zła, a dodatkowe kilka euro piechotą nie chodzi.

Mur ze skrzyń, blanki z wiader.

No ale zbiór winogron to dopiero początek drogi, jaką muszą pokonać zanim trafią do butelek. Owoce wrzuca się do specjalnego urządzenia, które oddziela owoce od łodyżek. Nie jest to idealne oddzielenie, ale wystarczające. Następny etap różni się w zależności od wina, które aktualnie chcemy wyprodukować. Owoce na wino czerwone rozdrabniane są bezpośrednio do kadzi fermentacyjnej (fr. la cuve [la küw]). To właśnie ze skórki bierze się ich kolor. Do produkcji wina różowego i białego używa się wyłącznie soku z winogron, a wyciśnięte skórki lądują na kompoście.


Prasa gotowa do wyciśnięcia soku ze szczepu rolle.
Do tych dziur z czerwonymi pokrywami wsypuje się winogrona na czerwone wino.

Kadzie fermentacyjne.


W kadziach fermentacyjnych przy pomocy drożdży i magii zachodzi proces, w wyniku którego otrzymuje się wino. Trwa to około trzech tygodni i wymaga pilnowania, żeby to wszystko nie wybuchło - produktem ubocznym fermentacji jest wysoka temperatura. Następnie wino przelewa się do beczek i chowa w piwnicy, gdzie dojrzewają. Zwykłe wina stołowe po roku trafią do butelek, a do spożycia będą się nadawały przez następne dwa-trzy lata. Tylko niektóre leżakują sobie w butelkach przez długie lata i czekają na koneserów.

Piwnica. Wina sobie leżakują. Zazdroszczę im.

A tu salka do degustacji - no i zakupu.

Na koniec winobrania każdy z nas oprócz zapłaty dostał prezent. O takie fajne pudełko.

Tajemnicze pudełko...
... i jego zawartość. Jedna butelka zniknęła zanim zdążyłem zrobić zdjęcie.

A w piątek, już po winobraniu, spotkaliśmy się jeszcze raz w winnicy, żeby pić i jeść i bawić się razem do późnej nocy. Za rok spróbuję znowu się załapać na winobranie, bo to świetne przeżycie i niebywały relaks dla psychiki.

                                                                
Wszystkie fotografie własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz